…bo przeplata, trochę zimy, trochę lata”. To stare polskie przysłowie idealnie nadaje się do scharakteryzowania pogody, której doświadczam w Sofii od czasu przybycia tutaj w styczniu. Ta jest tutaj jak prawdziwa ruletka. Deszcz, śnieg, słońce, grad, przeważnie na zmianę… I o ile ktoś systematycznie nie sprawdza prognoz meteorologicznych, to każdego dnia otwierając okno może doznać zaskoczenia, i to niekoniecznie pozytywnego.

Przyjeżdżając pod koniec stycznia z trochę zaśnieżonych Katowic przywitało nas prawie 20 stopni i ludzie chodzący w samych koszulkach. Można było pomyśleć, że to raj. Niestety, jak wiadomo jedna jaskółka wiosny nie czyni, a pogoda zmienia się tu z podobną częstotliwością jak nastrój kobiet, i to nie żart! 😀 Przyjeżdżając więc na Erasmusa do Sofii (wydaje mi się, że dotyczy to obu semestrów) trzeba zaopatrzyć się w ubrania na dosłownie każde warunki atmosferyczne. Sofia to nie wybrzeże, to nie Złote Piaski, plaże i palemki, to miasto w otoczeniu gór, gdzie czasem jest naprawdę chłodno.

sofia_vitosha2

I choć to góry odpowiedzialne są za kaprysy tutejszej pogody, to bez nich Sofia zdecydowanie straciłaby swój urok… A jak jej kaprysy są wyjątkowe i zmuszają nas do pozostania w pokoju na wieczór, to nie ma wtedy niczego lepszego od nadrabiania zaległości w filmach, serialach czy obejrzenia dobrego meczu (chwała Lidze Mistrzów!) przy Zagorce, albo innym tutejszym piwku 🙂

Dziś króciutko, ale konkretne. A wracając jeszcze do pogody, to podobno w weekend ma być świetna, okolice 20 stopni, ale w… Bukareszcie. Bo to właśnie w Rumunii spędzimy najbliższy weekend.

Do usłyszenia 🙂